Menu mobile

Aktualności
Bądź z nami na bieżąco

Powrót do strony głównej

Kędzierzawa sprawa wodociągu dla Miasta Krakowa
Data dodania 2023-02-14 Cofnij Rozmiar czcionki Drukuj

Zanim w Krakowie woda zaczęła być dostępna prosto z kranu przyczepionego do ściany, o każdej porze, w dobrym gatunku i dowolnych ilościach, wiele par excellence wody upłynęło w Wiśle i nic nie pozostało takie samo. W międzyczasie przecelebrowano na wzgórzu wawelskim 32 koronacje „pomazańców bożych”, przez miasto przetoczyły się lokalne, regionalne i światowe dramaty wojenne, Uniwersytet Jagielloński zdążył wyedukować młodego Mikołaja Kopernika, Jana Długosza, a nawet Jana III Sobieskiego herbu Janina oraz sporo innych osób „z kierownictwa” i wreszcie Wisła z Cracovią rozegrały blisko 200 derbowych meczów.
 
Z przyczyn oczywistych, nie sposób wyobrazić sobie życia bez dostępu do wody, najlepiej gdyby była blisko, łatwa do ujęcia, w przyzwoitej jakości, no i oczywiście za darmo. Niestety walory wody w dość płytkich studniach kopanych w wiekach średnich, użytkowanych powszechnie przez ówczesnych krakowian, nie gwarantowały bezpieczeństwa, a wysoki poziom skarżenia, zwłaszcza fekaliami wlewanymi beztrosko do gruntu, zmuszał mieszkańców (oczywiście wyłącznie w trosce o własne zdrowie) do spożywania zamiast wody, niskoprocentowych, ale jednak napojów wyskokowych.
 
Wspomniana sytuacja uległa pewnej poprawie w roku 1286, w wyniku decyzji księcia krakowskiego, sandomierskiego, etc. etc. Leszka Czarnego. Doprowadzono wówczas w miarę czystą wodę w bezpośrednie sąsiedztwo klasztoru oo. Dominikanów, dzięki wykonaniu kanału, którym rzeka Rudawa poprzez wieś Krowodrza, popłynęła aż do centrum miasta. Wspomniany „przekop” pełnił również inne istotne funkcje, umożliwiał funkcjonowanie młynów, zasilał stawy rybne czy wreszcie uzupełniał wodę w fosie obronnej Krakowa.
 
Jednak dopiero na początku XV wieku wykonano „ogromny skok dla ludzkości”, a bez wątpienia tej krakowskiej części wszechświata. Otóż w sąsiedztwie nieistniejącej już niestety Bramy Sławkowskiej (Krawców) wybudowano drewniany zbiornik wodny, wyniesiony ponad powierzchnię terenu i zasilany w wodę dzięki pracy rurmusa, czy jak kto woli z niemiecka rurhausa. Te diabelskie mechanizmy składały się z drewnianego koła z elementami do czerpania wody, napędzanego drugim kołem młyńskim, znajdującym się w korycie kanału. Woda przesączała się przez warstwę filtracyjną, a następnie drewnianymi rurami płynęła do domów majętniejszych mieszkańców Krakowa, a także do niewielkich zbiorników (beczek) przysposobionych w różnych częściach miasta, zaopatrujących pozostałych krakowian. Przez lata wspomniane cudo techniki, było udoskonalane i rozbudowywane, a na początku XVI wieku zaprowadzono, niezależny wodociąg zasilający położone na wzgórzu, ekskluzywne nieruchomości królewskie, będące wówczas we władaniu Aleksandra Jagiellończyka, a chwilę później Zygmunta Starego.
 
Niestety radość z posiadania zmechanizowanych instalacji, umożliwiających utrzymanie higieny, na względnie przyzwoitym poziomie, skończyła się wraz z napaścią jednego z krajów skandynawskich. W roku 1657 urządzenia wodociągowe uległy całkowitemu zniszczeniu, a na nowe – wstyd powiedzieć - mieszkańcom Krakowa przyszło czekać blisko 250 lat. Wprawdzie na początku XIX wieku przygotowywano plany zaopatrzenia w wodę pochodzącą z rejonu Olszanicy i Chełmu, jednak musiał pojawić się gość „z zewnątrz”, medyk, który języka polskiego nauczył się dopiero jako osoba dorosła. Persona wyjątkowa, która doskonale wyczuwała problemy egzystencjonalne ówczesnego Krakowa, z wszelkiej maści epidemiami, wywoływanymi m.in. skażoną wodą w studniach, miasta w którym średnia długość życia w drugiej połowie XIX wieku nie przekraczał 30 lat.
 
 
Temat „zaprowadzenia”  wodociągów powrócił w roku 1866 za sprawą, wspomnianego wiedeńskiego medyka – profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego i wieloletniego Prezydenta Józefa Dietla.

Ale jak to tylko w Krakowie możliwe, Rada Miasta uznając prymat sztuki nad wszelkimi innymi koniecznościami, znaczną część budżetu, pierwotnie przeznaczonego na potrzeby wodne, przesunęła na inne cele. Wiele mówiącym przykładem wspominanej skłonności, było głosowanie z roku 1879, podczas którego fundusze wodociągowe przeznaczono na budowę Teatru Miejskiego im. Fredry (później przechrzczonego na Słowackiego). W tej sytuacji, należy przypuszczać, że Prezydentowi - higieniście taka Rada całkiem zbrzydła: za dużo „wysokiej kultury”, za mało zwykłego mydła (parafrazując Tadeusza Boya-Żeleńskiego).
 
Ostatecznie budowę Wodociągu Królewskiego Stołecznego Miasta Krakowa im. Cesarza Franciszka Józefa I, prowadzoną pod kierownictwem nadinżyniera Romana Ingardena, rozpoczęto dokładnie 20 lat po śmierci jego pomysłodawcy i płomiennego orędownika - Prezydenta Dietla (posiadacza spektakularnych c.k. bokobrodów). I jak wówczas donosiła prasa „urządzenia wodociągowe zostały ukończone w listopadzie 1900 r., poczem dnia 14 lutego 1901 roku oddany został wodociąg do użytku publicznego”. Zrealizowany niebagatelnym kosztem 3 848 420 Österreichisch-Ungarischen Krone oraz 71 halerzy (równowartość ok. 1 300 ton słoniny najwyższej jakości oraz 135 000 hektolitrów żytniej wódki) kompleks obiektów stanowił początek „nowożytnej” historii Wodociągów Miasta Krakowa, ale równocześnie pozostaje nadal istotnym elementem naszej teraźniejszości.